środa, 29 stycznia 2014

Ludzie POMOCY! Pomóżcie uratować MÓJ KOLOROWY ŚWIAT

Witajcie  :)
Pora jak i post dość nie typowy, ale przyznam się że stałam się desperatką. Jeśli ktoś śledzi mojego blogowego fb to doskonale orientuje się w temacie. A jak nie to krótka historia mojej miłości do Kolorowania Wrocławia. 


W tamtym roku dość w spontaniczny sposób trafiłam na Festiwal Kolorów, mały event organizowany przez grupkę studentów. Czym jest Festiwal Kolorów? To tak jakby święto Holi wsadzone w polskie realia. Jest kolorowy proszek, grupa ludzi i chwila szczęścia. Wydaje się że to tylko 5 minutowa zabawa dla dzieci, po którym każdy jest brudny. Ale jak dla mnie to coś znacznie więcej. 
Ale po kolei... 
Ja dowiedziałam się o tym kolorowaniu oczywiście przez portal społecznościowy. Poznałam datę i godzinę go mam się stawić aby zobaczyć jak takie proszkowe śmingus dyngus może wyglądać. Przybyłam wraz z moją "ekipą" trochę wcześniej na wyznaczone miejsce. Widać dookoła małe grupki porozrzucane na miejskiej plaży, stłoczone tylko w swoim towarzystwie. Nie daj bóg aby odezwać się do kogoś obcego! 
Wyjątkiem oczywiście był pewien student, który swoje bariery towarzyskie przełamał dzięki środkom spożywczym. Ale wiadomo co student to student. 


Tuż przed wybiciem godziny zero, wszyscy gromadzą się w jednym punkcie. Obok siebie oprócz znajomych nagle wyrastają inni ludzie. Idzie odczuć lekki dyskomfort gdyż człowiek na człowieku stoi a z nieba nadal leje się ten piekielny żar lata. Ale to nic zaraz się zacznie. Człowiek bierze opakowanie takiego proszku i zaczyna się męczyć jak tu te dziadostwo otworzyć - istna katorga. W końcu udaje się otworzyć proszek, ale już w tym czasie sąsiad obok obrzucił Cie zielonym proszkiem. Nagle przestaje widzieć jakiekolwiek kolory bo proszki wymieszały się w powietrzu. Sypanie ludzi w koło, bo w tej gęstwinie nie widać czy akurat przed tobą stoją swoi czy obcy. Multum dziwnych potknięć i kontaktów z obcym to coś na co musisz się przygotować. Ale mimo że akurat ktoś stanął ci na stopę to uśmiechasz się bo ludzie wyglądają tak śmiesznie w siedmiu kolorach tęczy, że nie sposób im tego wybaczyć. Proszek Holi masz wszędzie, nos, usta, oczy, uszy, w bucie, za bluzką i... domyślcie się sami. 


Chmura pyłu opada i nagle dzieje się coś dziwnego.... 
Ta porcja emocji, które człowiek czuł gdy obrzucał się głupim, kolorowym proszkiem nadal w człowieku się kotłuje. Jakby szukać porównań jest to coś w stylu zastrzyku szczęścia lub bardziej trywialnie, jakieś niezłe prochy. Pięć minut bzdurnego obsypywania się sprawiły że każdy w koło się uśmiecha. 
Nigdy, na prawdę nigdy nie widziała tylu ludzi szczęśliwych. To naprawdę niezwykły widok w dzisiejszych czasach. Nikt nie gonił za kasą, nie myślał o tym czy ten proszek się spierze czy nie, nie zastanawiał się jak spłaci kredyt na karcie kredytowej. Nagle to wszytskie problemy jakby zniknęły. Może to tylko chwilowe ale jak bardzo potrzebne. 


I wiecie co mnie jeszcze zaskoczyło? 
Nagle każdy był sobie równy i bariera "nieznajomy" znika. Ludzie zaczynają rozmawiać poza swoimi grupami. Nagle jakby bariery statusu społecznego również opadły, a to że w tym tłumie byli wykładowcy, studenci, gimnazjaliści, biegające szczęśliwe trzylatki i jeszcze te które nie pobrudziły się bo schowały się bezpiecznie w brzuchu swojej mamy, wydawało się całkowicie naturalne. 



To naprawdę było magiczne pięć minut, które skutki odczuwałam jeszcze baaaardzo długi czas. Na samą myśl o tym dniu odczuwam gdzieś głęboko w trzewiach coś takiego przyjemnego jak przy zakupię 100 nowych maseczek do twarzy. 

W tym roku oczywiście również jest organizowany festiwal Kolorów, niestety z powodu że jest to darmowy event, może odbyć się tylko w 4 miastach. Ja oczywiście marzę aby Wrocław znów został pokolorowany. I właśnie w tym punkcie potrzebuje waszej pomocy. 
Na stronie fb festiwalu zostało zorganizowane głosowanie. Wystarczy polubić tego posta by oddać swój głos. Głos możecie oddać ze swoich fantpejdży blogowych. Wiem że nie każdy chce mieszać się w to, rozumiem że nie każdego może to kręcić. Grupa zapaleńców która wręcz żebra o głosy spotkała się z różnymi reakcjami po prośbach. Nie lubi nas radio, nie lubią nas strony o Wrocławiu, co dziwniejsze nie które blogerki i vlogerki również nie chciały nas wesprzeć. 
Nie prosimy o pieniądze na zorganizowanie takiego eventu. 
Nie prosimy o wasze dane presonalne.
Nie prosimy abyście postępowali wbrew swoim wyznanią religinym. 
Prosimy jedynie o szanse by  choć na chwile znów poczuć się szczęśliwym. 




*wszystkie zdjęcia pochodzą z facebooka festiwalu

niedziela, 26 stycznia 2014

Denko vol 2 czyli co udało mi się zużyć do końca w ostatnim czasie :)

Witajcie! 
Jakoś nie mogę pokonać mojego odwiecznego wroga - Leń zawsze czyha na mą nie uwagę i gdy tylko spostrzeże że nie pilnuję się choć trochę to od razu atakuje. Dlatego tak mało mnie tutaj w tym miesiącu, ale to śliczne słońce za oknem zmotywowało mnie do małego działania i postanowiłam trochę podziałać. Oczywiście zdjęcia są z wczoraj kiedy to światło było beznadziejne- gdybym tylko wiedziała że dziś będzie tu takie cudne słońce... 


A o to moje skromne denko. Wiem, że w porównaniu do moich zasobów maseczkowy, to moje zużycia nie są zbyt duże, ale odkąd postanowiłam że będę skrupulatnie wykańczać to co stoi na półce by nie zalegało. 
Spodobało mi się zbieranie pudełeczek, oczywiście w miarę rozsądku, dlatego seria DENKO na stałe zagości na blogu. 
                      

1. Babydream Shampoo - jak zwykle stały bywalec w mojej pielęgnacji. Nie wyobrażam sobie abym nie miała zachomikowanej choć jednej buteleczki. KUPIE PONOWNIE

2. Alterra - Glanz-Shampoo - jak wyżej zawsze mam w szafce któryś z szamponów Altterry, nie widzę między nimi większej różnicy więc kupuje sobie każdy po kolei (oprócz tego delikatnego gdyż dostałam po nim okropnego łupieżu). KUPIĘ PONOWNIE

3. Isana kremowy żel do mycia Vitamin & Joghurt - przyjemny kremowy żel, co do jego działania nie mam żadnych zastrzeżeń. Był bardzo wydajny i stał bardzo długo na półce, dlatego w późniejszym czasie etykiety zaczęły się odklejać.  MOŻE KUPIĘ 

4. Biały Jeleń Emuslja hipoalergiczna z szałwią i ogórkiem - bardzo wydajna emulsja, dobrze prezentuje się na półce, jak dla mnie nie jest to emulsja do stosowania każdego dnia. MOŻE KUPIĘ

5. Isna krem do rąk Aloe Vera- niestety okazał się pomyłką i cieszę się niezmierne że już się skończył. 
Pełna recenzja [TUTAJ] NIE KUPIĘ

6. Bebauty łagodny żel krem do mycia twarzy - cóż moim zdaniem najsłabszy z całej trójki. Nie była wybitny i nie był jakiś bardzo zły. Jednak ja zapałałam miłością do żelu micelarnego z tej serii, to ten przegrywał już na samym starcie. MOŻE KUPIĘ PONOWNIE  no chyba że nie będzie innego na półce ;)


7. Bebauty płyn micelarny - dobrze było mieć taką dużą buteleczkę tego całkiem niezłego płynu. Niestety jest jeden mankament o którym nie pomyślałam przy zakupie. Czytałyście recenzje więc pewnie wiecie że w małych buteleczkach ten płyn wręcz tryskał na każdą możliwą stronę, cóż z dużymi jest tak samo tylko na większą skale! KUPIĘ PONOWNIE ale w małej buteleczce

8. Ziaja tonik ogórkowy - używając go w duecie z aloesowym byłam bardzo zadowolona, niestety jak tylko został samotny na placu boju przestałam go lubić. Lubię buteleczki po tych tonikach, gdyż zawsze do czegoś ich używam. Niestety sam tonik furory nie zrobił dlatego też NIE KUPIĘ 


9. SPA peeling do ciała z drobinkami cukru i orzechów - TRAGEDIA Pełna recenzja [TUTAJ] NA PEWNO NIE KUPIĘ PONOWNIE 

10. CHI jedwab do włosów - taki niepozorny, w małej buteleczce starcza na bardzo dłuuugi okres czasu. Intensywnie pachnie ale nie przeszkadza mi to jakoś wybitnie. Posiadam już jego drugą buteleczkę i mogę powiedzieć jedno, są jedwabie i jedwabie do włosów. KUPIĘ PONOWNIE


11. Delia Onyx korektor w żelu do brwi - moja siostra zostawiła zostawiła go jak była ostatnio u mnie, żal mi było go wyrzucić nie zużywszy do do końca. Ja osobiście za swój make up uważam tusz do rzęs wiec używanie korektora to już wyzwanie ;) Na początku było to dziwne uczucie smarować się nim, jednak później przywykłam, ujarzmił moje brwi. MOŻE KUPIĘ PONOWNIE

12. Carmex Moisture Plus balsam do ust- ah jak mi go brak! Bardzo go polubiłam gdyż utrzymywał moje usta w dobrej kondycji, lekko podbijał kolor - dzięki czemu nie potrzebowałam patrzeć w lusterko gdy się nim miziałam. Faktycznie cena ciut duża dlatego będę polować na niego jedynie na promocji KUPIĘ PONOWNIE 


13. Perfecta peeling drobnoziarnisty - ah jako on mi się spodobał, na pewno kupię wersję pełnowymiarową a i w parę saszetek też się ubezpieczę na jakieś wyjazdy. Pełna recenzja [TUTAJ] KUPIĘ PONOWNIE

14. Bielenda maseczka w 2 krokach z ogórka i limonki - po toniku spodziewałam się czegoś lepszego, jednak nie będę narzekać gdyż maseczki żadnego świństwa na twarzy mi nie zrobiły. MOŻE KUPIĘ PONOWNIE 

15. Dermo Pharma+ maska 4D aktywnie oczyszczająca - jak dla mnie była aktywnie wnerwiająca. Nie zrobiła u mnie zupełnie nic, jedynie potwierdziła że nie lubię maseczek w płatkach. NIE KUPIĘ 

16. Bjork Serum hialuronowe - oh to takie nie wiadome co, było minęło i nie wróci więcej. Pełna recenzja [TUTAJ] NIE KUPIĘ 

17. Dead Sea Purifying Clay Mask - czyli mocna maseczka, która bardzo fajnie oczyszcza jest bardzo wydajna i tu bardzo dziękuje że moja siostra mi ją podarowała ;)

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Krem który to ani siumpi ani grzeje mnie

Witajcie!
Tak jak obiecałam przyszedł czas na recenzje. Obiecuję że od teraz będą pojawiać się także luźniejsze posty gdyż po liczbie wyświetleń wnioskuję że lubicie je czytać. Oczywiście chciałam podziękować za takie tłumy, miło mi że ktoś chciał poznać moją manie ;) Dziś jednak parę słów o kremie, który nie sprawdził się tak jak na to liczyłam.

Od producenta:
Isana balsam do rąk i paznokci zawiera: aloes, witaminę E oraz kreatynę, które pielęgnują ręce i wzmacniają paznokcie. Szybko się wchłania nie pozostawiając tłustego filmu oraz posiada pH przyjazne dla skóry. 

Moja opinia:
O tym jak jeden z kremów Isany skradł mi serce możecie poczytać tutaj. Gdy zauważyłam tego koleżkę na niebywale korzystnej promocji (1.99 zł) nie mogłam go nie adoptować. 
No to go kupiłam i zaczęłam się smarować. Dłonie przyjęły go obojętnie. Nie nawilżał ani nie odżywał w żaden sposób, ale też nie wyrządził żadnej krzywdy. Dodatkowo denerwował mnie że na dłoniach wcale nie wchłaniał się tak szybko jak by mi to odpowiadało. I tym o to sposobem zaczęłam go używać stopy. W tym punkcie muszę się przyznać że dostało kociokwiku z powodu baaaardzo długiego czasu wchłaniania się tego kremu na stopach. Czasami wstawałam rano i czułam jakby ten krem wcale się nie wchłonął. Dodatkowo wysuszył mi pięty! no i co z tego że zima i że stóp nie trzeba pokazywać. Nie lubię mięć zaniedbanych pięt i tyle. Krem wykończyłam jako smarowidło na łydka, taki dodatek pomiędzy moim ulubionym masłem do ciała. Dzięki temu nie wysuszył skóry na nogach i jego szczęście że nie uczulił mnie.
Tani kremiszcz, który mi zupełnie nie podpasował, ale jak się człowiek wczyta się w skład to nie ma się czemu dziwić.
Ocena: 3/10
Cena: niecałe 4 zł, często na promocji.
Skład: Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Hydrogenated Palm Glycerides, Isopropyl Palmiate, Glycine Soja Oil, Dimethicone, Phenoxyethanol, Sodium Cetearyl Sulfate, Allantoin, Parfum, Methylparaben, Tocopheryl Acetate, Hydrolyzed Keratin, Ethylparaben, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Isobutylparaben, Propylparaben, Butylparaben. 

piątek, 17 stycznia 2014

Moja brudna tajemnica czyli Wyznania zakupoholiczki jeśli chodzi o...

Witajcie!
Dziś bardzo luźny post, gdyż wczoraj późno wróciłam, a dzisiaj okazało się że tygodniowa nieobecność zaowocowała milionem spraw do załatwienia na już. Dlatego dziś moje "trudne wyznania" a jutro jakaś mała recenzja.

Dziewczyny na blogach bardzo często pokazują swoją kolacje danego produktu. Najczęściej są to odżywki do włosów/maski/ lub żele pod prysznic. Oczywiście są jeszcze lakieromaniaczki ale moim zdaniem to nie takie dziwne że zgromadziły kilkaset lakierów gdyż do dobrego wzorku potrzeba aż kilku. Tak czy siak, zawszę zastanawiałam się jakim cudem innym udało się uzbierać takie pokaźne zapasy danego produkt...
Okazuje się że wcale nie jestem od nich gorsza.
To że mam słabość do saszetkowych maseczek wiedziałam, ale dopiero dziś uświadomiłam sobie jak wiele ich mam! Wszystko zaczęło się od tego że maseczki trzymała w plastikowym pudełeczku z Ikei w łazience (tego typu klik). Co róż dokładałam tam jakąś a przy okazji jakąś zużywałam. Pudełeczko jest dość nie pozorne więc nie zdawałam sobie sprawy ile udało mi się upchać tam moich cudeniek.
Dziś podczas chowania nowych maseczek od siostry okazało się że moje zielone pudełeczko nie zmieści ani jednej więcej! Znalazłam nowy dom dla maseczek i przy okazji podliczyłam mój zbiór. Okazało się że uzbierałam
- 36 maseczek do twarzy
- 2 maseczki do włosów
- 4 peelingi w saszetce.


Nie zdawałam sobie sprawy ze posiadam aż takie zaplecze maseczek! Posiadam jeszcze 2 maseczki w słoiczkach ale to właśnie do saszetek mam słabość.
Okazuje się że łatwo popaść w manie kupowania. Kosztują nie wiele i bardzo łatwo wskakują nam do koszyka. A najgorsze jest to że jak będzie przechodzić koło jakieś drogerii to pewnie wpadnę zobaczyć czy nie mają czegoś nowego z czym warto się zapoznać.

Cóż nie pozostaje mi nic innego jak nałożyć sobie maseczkę i przyznać się że jestem maseczkomaniaczką.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Trochę Azji w naszym domu

Witajcie!
Styczeń jakoś nie sprzyja mi z postami. Ale nie poddaje się!


 Będąc w odwiedzinach u rodziny przy okazji zerknęłam co tam za cudeńka kosmetyczne mają. Z błogosławieństwem od właścicieli (za obiad, lub dwa) mogłam się wysmarować tym co mi w oko wpadło. Muszę przyznać że z chęciom połasiłam się na skosztowanie tajemniczej Azji. 
Moja bratowa to istny świr jeśli chodzi o peelingi i bardzo często jest w posiadaniu takich cudeniek, o których mi zupełnie się nie śniło. Bardzo przypadło mi do gustu opakowanie. Ten żółto - pomarańczowy przemawia do mojej duszy! Świrów daltonistycznych takich jak ja zawsze ciągnie do oczorażących opakowań.

Od producenta:
 Ujędrniający peeling do ciała wykorzystuje niezwykłe właściwości roślin rytualnych Azji – aktywnie nawilża, ujędrnia i uelastycznia skórę. Ciało odzyskuje niezwykłą miękkość, gładkość i sprężystość. 
Orientalny, intensywny i pobudzający aromat mleczka poprawia samopoczucie, aktywizuje i dodaje energii.
Zawiera bio olejek makadamia – naturalne źródło jędrnej skóry. O piękno Twojej skóry zadbają imbir i kardamon – znane z właściwości pobudzających, przyspieszających przemianę materii, wspomagających spalanie tkanki tłuszczowej, oczyszczających z toksyn. 
Twoja skóra odzyska niezwykłą miękkość, gładkość i właściwe nawilżenie. 
Moja opinia:
Oh nawet sobie nie wyobrażacie jakie rozczarowanie mnie dopadło jak tylko powąchałam ten peeling. Dobrze że wanna była mała bo jak bum cyk cyk utopiłabym się w swoim żalu. Ten peeling pachnie mi jak pewien nie przyjemniaczek, o którym mogliście czytać tutaj. Od kiedy mój nos poczuł tą sztuczną woń patrzyłam na sam peeling z przymrużeniem oka. Peeling ma typową jak dla cukrowych zdzieraków konsystencje. Wielkość drobinek również jest tradycyjna (zupełnie jak ten w cukierniczce ). Oczywiście nie mogło zabraknąć parafiny.  Nie będę się rozpisywać, bo nie ma co bajek opowiadać. Śmierdzi mi, ma parafinę, drobinki cukru szybko się rozpuszczają, jego wydajność jest średnia. The End. 
Ocena: 3/10 
Skład: Sucrose, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Petrolatum, Silica, Peg-40/45 Hydrogenated Castor Oil, Caprylic/Capric Trigliceride, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Elettaria Cardamomum (Cardamom) Extract, Zingiber Officinalis (Ginger) Root Extract, Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene, Ascorbyl Palmitate, Propylene Glycol, Glycerin, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Ci 4700 (D&C Yellow 11).

Od producenta:  
Ujędrniający mus do ciała wykorzystuje niezwykłe właściwości roślin rytualnych Azji - aktywnie nawilża, ujędrnia i uelastycznia skórę. Ciało odzyskuje niezwykłą miękkość, gładkość i sprężystość. 
Orientalny, intensywny i pobudzający aromat musu poprawia samopoczucie, aktywizuje i dodaje energii. O piękno twojej skóry zadbają imbir i kardamon - znane z właściwości pobudzających, przyśpieszających przemianę materii, wspomagających spalanie tkanki tłuszczowej, oczyszczających z toksyn.




Moje zdanie:
Tu zapach tak bardzo nie zaatakował mojego nosa. Wydaje mi się że woń jest delikatniejsza i mniej sztuczna. Jeśli chodzi o konsystencje, to nie jest to do końca mus. Ja bardziej obstawiałabym krem. Ale czy to mus czy to krem to i tak bardzo dobrze się rozprowadza, szybko się wchłania. Na ciele nie uraczymy jego zapachu. Dzięki wszystkiemu co dobre na tym świecie, krem nie pozostawia oblepiającego filtru na skórze <jupi!>. Całkiem nieźle nawilża, skóra nie krzyczała o dodatkowe smarowidła. Sprawdzając czy nadaje się do zadań specjalnych, nałożyłam go na stopy... Mus nie mus sprawdza się jedynie do skóry nie wymagającej wiele (stopy nie były nim zachwycone). Spytałam bratowej czy spełnia się obietnica producenta o ujędrnieniu - Zgadnijcie co?
Zerkając na skład obstawiam że może poprawić koloryt skóry i wygładzić ją.
Nie będę narzekać bo mi smarowidło mi się spodobało i może kiedyś sobie takie sprawie
Ocena:  7/10
Skład: Aque, Caprylic / capric Trigleceride, Butyrosoermum Parkii, Glicerin, Glyceryl Stearate, Isononyl Isononanoate, Cyclopentasiloxane, Cetearyl Alcohol, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Zingiber Officinalis Root Extract, Elettaria Cardamomum Extract, Potassium Cetyl Phosphate, Allantoin, Propylene, Glycol, Ammonium Acrylyldimethyltaurate/ VP Copolymer,Disidium EDTA, Citiric Acid, Phenoxyethanol, Ethylexlglycerin, DMDM Hydantoin, Perfum, Coumarin, Linalool, Limonene, Benzyl Salicylate.

Cena obu produktów wacha się od 15 do 20 zł. 
*Wybaczcie kolorystkę zdjęć, ale tutaj karta graficzna lubi sobie eksperymentować. 

piątek, 10 stycznia 2014

Tajemnicze serum od marki Björk

Witajcie! 
Zauważyłam iż jestem uzależniona od pozyskiwania nowych maseczek i jakoś tak zaczęły mi zalegać... wszędzie. Dlatego też spięłam cztery litery i zaczęłam się smarować. Tu trochę tam odrobinę a nóż coś dobrego się stanie.
 Nie powiem, efektowniej by było jakby znów powstał jakiś tag maseczkowy (gdyż na prawdę ciężko pozbywa się tego stosu). Ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma...

Od producenta: 
Serum zawiera kwas hialuronowy posiadający bardzo silne właściwości higroskopijne, które zapewniają efekt filmu ochronnego na powierzchni skóry. Kwas hialuronowy to naturalny składnik skóry o ultranawilżającym działaniu, biorący aktywny udział w procesach poprawiających jędrność, elastyczność redukujący wszelkie niedoskonałości. Ponadto, kwas reguluje przepływ substancji między komórkami i ma zdolność antyoksydacyjne.
Stosowanie
Serum zalecane jest do stosowania na noc. Należy nałożyć na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu. Zmyć rano wodą i nałożyć odpowiedni do cery krem.
Efekt
Skóra staje się wypoczęta, gładka, pory zmniejszone, a przy regularnym stosowaniu niedoskonałości wyeliminowane.
(informacje pochodzą ze strony http://www.cefarm24.pl/ gdyż ja swoje opakowanie pocięłam i niestety nie dało rady odczytać)

Moje zdanie:
Będąc przy okazji w drogerii po coś tam oczywiście rzuciło mi się w oczy jakieś nie znane mi opakowanie maseczek. Musiałam kupić kolejną maseczkę - co z tego że man już roczny zapas? To nadal za mało o... właśnie tą nowość ;) Skuszona tajemniczą marką, prawie że neonowym napisem "kwas" no i zdjęciem z top sto photshopa. Oczywiście przygarnęłam ją bo co innego miałam zrobić? Słaba uległa kobieta ze mnie, nie sposób obronić się przed tym cwanym markietingiem. 
Co do samej maseczki to... Ma postać żelu o delikatniej niebieskiej barwie, pachnie jak dobra, tania woda kolońska z targu. Przy pierwszym podejściu tu zaraz po nałożeniu twarz zaczęła mnie piec - eh poczułam się jak grzanka w tosterze. Zmyłam ją raz dwa. Pomyślałam że może to wypływ tego że wcześniej robiłam peeling kawitacyjny. Drugie podejście ją na jedynie na umytą buzie i co ciekawe pieczenie ustąpiło zaraz po nałożeniu a potem był spokój. Co do jej efektów to u mnie nie sprawdziła się jako nawilżacz, wręcz na odwrót mamy napiętą i suchą twarzyczkę. Co gorsza zapchała mnie na nosie! 
Cwany producent napisał że skóra będzie gładka i jest, ale najbardziej urzekł mnie tymi "wyeliminowanymi niedoskonałościami" możemy sobie wybrać co ta maseczka nam wyeliminuje a co nie.
Mam jeszcze jedną maseczkę od Björka, jestem ciekawa czy zadziała równie kiepsko jak ta. Zdecydowanie nie polecam tego tajemniczego produktu.

Ocena: 1/10
Cena: ok.2-3 zł
Skład:

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Maska Majonezowa na włosy z domowego zacisza

Witajcie! 
Jak tylko wyczytałam, że pewna blogerka organizuje akcję Hand Made na włosy z tego co człowiek ma kuchni to co pomyślałam? Oczywiście że: Taaak! To idealna akcja dla mnie! Nie tak dawno sama biegałam do kuchni i przeszukiwałam czeluści szafek z myślą "oo a to mogłabym wykorzystać do: ..."
Profil eksperymentu kulinarnego bardzo mi podpasował i oczywiście musiałam się zgłosić. 


Oczywiście jeśli macie ochotę nadal można się zgłaszać tutaj. Zasady są bardzo proste: raz w tygodniu dostajemy przepis na coś z domowego zaplecza i piszemy o rezultatach. Zapraszam was serdecznie do eksperymentu kulinarnego przy którym nikt nie zostanie otruty!



 Składniki:
  • 3 łyżki majonezu, 
  • 1 żółtko
  •  sok z połówki (lub mniej) cytryny
  •  kilka kropel oliwy z oliwek.
Przepis bardzo prosty wykonanie również.
Niestety maseczka nie przysłużyła się moim włosom. Włosy stały się sztywne, przesuszone końcówki stały się bardziej widoczne i wyczuwalne. Włosy spuszyły się co nie miara i zaczęłam przypominać dawno nie widzianą gwiazdę lat 80/90. Dzięki temu puszeniu wydawało się że zrobiłam sobie szybki przeszczep włosów, bo naglę miałam tyle włosów że pół narodu mogłabym obdarować a i jeszcze by coś zostało dla wyłysiałego chomika. Dodatkowo muszę ponarzekać że to cudo nie chciało się zmyć.
Plusami tej maski były jedynie to: łatwoprzygotować i nałożyć. Dobrotliwy działanie to jedynie to ze włosy uniosły się odrobinę.

Zaskakujące jest to że wiem dlaczego tak się stało.
Pies pogrzebany jest w... majonezie! Przyznaje szczerze miałam wszelakie obiekcje przed nałożeniem Winiaracza na włosy. Dla mnie majonez Winiary to jedynie do sałatki warzywnej. Jestem człowiekiem produktu regionalnego i do innych eksperymentów kurialnych używam majonezu Świdnickiego. Przyszło mi zapłacić za taką zdradę kijowymi włosami (majonez bywa pamiętliwy i mściwy)
A tak na poważnie to całkowicie inny efekt uzyskiwałam na włosach gdy zamiast gotowego majonezu, produkowałam z mamą domowy majonezik.

Jeśli jesteście ciekawe na kogo zadziała tak samo ta maska a komu akurat przypasowała to zapraszam tutaj


piątek, 3 stycznia 2014

Odżywka herbatą i porzkywą płynąca...

Witajcie! 
Dziś zaległa recenzja odżywki do włosów - mam trochę zaległości (znając życie nie nadrobię ich), lecz spróbuje co bym mogła sobie spojrzeć w oczy jak będę ściągać szkła kontaktowe. 

Objadłam się chrupek dlatego recenzja nie jest górnolotna - obżarstwo śmieciowym żarciem zawsze wpływa na jakość naszego życia i pisania ;)

Od producenta: 
Nowa odżywka Naturia powstała w oparciu o starannie dobrane składniki naturalne, które pielęgnują włosy przetłuszczające się i normalne. Dzięki zawartości pokrzywy, która działa antyłojotokowo i tonizująco oraz zielonej herbaty, wykazującej silne właściwości przeciwzapalne i wzmacniające, włosy są lekkie i pełne energii, stają się puszyste, sprężyste i miłe w dotyku. 

Moje zdanie: 
Wiedziona ciekawością co siedzi w tych odżywkach, które bardzo często dostają "3 razy tak, przechodzisz dalej"- zakupiłam na początek wersję Mak i Bawełna, która nie ma co ukrywać przypadła mi do gustu mimo małych niedociągnięć. Nie zastanawiając się długo zakupiłam jej siostrę/kuzynkę/ciotkę czy jakie tam pokrewieństwo występuje między tymi odżywkami. Już przy pierwszych użyciach nie spodobała mi się. 
Jakoś tak nijak wpływała na fale, nie dociążała włosów ale czasem zdarzało jej się posklejać co nie co. Niestety przy wersji z herbatą trzeba uważać ile nakłada się odżywki, chwila nieuwagi, kapkę za dużo i tragedia murowana! Ja jako człowiek robiący wszystko na ostatnią chwile zdecydowanie bardziej lubiłam wersję z makiem, gdyż tam można było lać i lać i lać.... i nic się nie działo. 
Najbardziej w tej wersji nie lubiłam tego że przesuszała mi włosy i nijak nie wydobywała skrętu. Możliwe że powinnam o to obwiniać jej poprzedniczkę (wspomniana wyżej), a zielona herbata tylko podkreśliła tą Sahara co sobie wymodziłam - jednak winne zwaliłam na pokrzywę i herbatę i tego będę się trzymać.
Dodatkowo na drugi dzień po jej użyciu włosy były sztywne i nijak nie chciały się rozczesać.Odrobinę przypominały mi druciki i kabelki. Sklejone sztywne i matowe. (może gdyby były kolorowe to bym nie narzekała bo bym się nimi bawiła w "Rozbroić bobę" albo coś... a tak to kicha. Zero zabawy, zero radości)
 Chwali się jej że jest bardzo wydajna (ciężko było mi ją zużyć), pachnie a la zielona herbata (kojarzy mi się z moimi stałymi perfumami za co duuuuży plus), włosy tuż po aplikacji są miękkie i łatwo się je rozczesuje.
Nie ma co ukrywać nie przypadła mi do gustu i na pewno po nią nie sięgnę. Mimo niewielkiej cenny nie ma sensu użerać się z odżywką która jest tak rzadka jak (chciałoby się powiedzieć coś innego) kisiel w 2 litrowym kubku. Masz ją? To uważaj spróbuje być na wszystkim w twoim domu.

Ocena: 4/10
Cena: od 5-7 zł
Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Panthenol, Urtica Dioica, Camellia Sinesis, Propylene Glycol, Butylene Glycol, Citric Acid, Parfum, Citral, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Metylisothiazolinone


czwartek, 2 stycznia 2014

Jogurt truskawkowy? Nie to Balea!

Witajcie!
Jak tam nastawienie w nowym roku? Ja zaczęłam go pracowicie - gdyż popadłam w wir porządków.
Dlatego dziś, skromna zaległa recenzja maseczki.

Od producenta: 
Maseczka nawilża i cera staje się aksamitna w dotyku. Wyciąg z truskawek rozpieszcza zmysły. Maseczka intensywnie odżywia i chroni przed wysuszeniem skóry. Pantenol łagodzi i nawilża. Chroni przed starzeniem się skóry.
Moje zdanie:
Otworzyłam to saszetkowy bajer i co? A tu jogurt truskawkowy Jagobella! Autentycznie ta maseczka pachnie, a także jej wygląda jak ten jogurt. O matko mało brakowało a bym ją zjadła.
Maseczka jest podziela, co bardzo lubię. Gdyż jedna przegródka wystarcza na wysmarowanie twarzy, szyi i dekoltu. Maseczka daje fajnyb efekt schłodzenia - idealnie nadaje się na lato. Dobrze się nakłada, nieźle się z nią siedzi, z wchłanianiem było ciut gorzej. Nie chciała się całą wchłonąć, w klepać też nie dałam rady. 
Efekt po maseczce zadowalając (minusów się nie doszukałam) odpręża, ładnie napina, wygładza, całkiem nieźle pozbywa się sebum, dobrze nawilża. Nie jest raczej efekt WOW ale ok. Z przyjemnością poproszę o taką na wakacje. 
Dla ciekawskich Świat Czarodziejki znalazła odpowiednik tej maseczki, który możemy spotkać w naszych drogeriach. Możecie poczytać jej recenzje porównawczą tutaj

Ocena: 7/10
Cena: ok 3 zł
Skład: AQUA · GLYCERIN · DECYL OLEATE · DICAPRYLYL CARBONATE · GLYCERYL STEARATE CITRATE · GLYCERYL STEARATE · BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER · CETEARYL ALCOHOL · PRUNUS AMYGDALUS DULCIS OIL · ZEA MAYS GERM OIL · TOCOPHERYL ACETATE · PHENOXYETHANOL · PANTHENOL · CARBOMER · XANTHAN GUM · PARFUM · ETHYLHEXYLGLYCERIN · WHEY PROTEIN · FRAGARIA VESCA FRUIT EXTRACT · SODIUM HYDROXIDE · DISODIUM EDTA · LECITHIN · ASCORBYL PALMITATE · PANTOLACTONE · GLYCERYL OLEATE · POTASSIUM SORBATE· SODIUM BENZOATE · LINALOOL · CITRIC ACID ·CI 16035 · CI 42090

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...